Ile razy tak się zdarzało, że dawne, sprawdzone przez setki lat metody leczenia okazywały się, jeśli nie lepsze, to przynajmniej równie skuteczne jak zdobycze współczesnej medycyny? 
Gdyby każdy z nas spytał swojej babci czy prababci co najlepiej „wyciąga chorobę”, z dużym prawdopodobieństwem odpowiedziałyby, że bańki.
Bańki ogniowe najprawdopodobniej pochodzą ze wschodu. Wiele osób za ich ojczyznę uznaje Chiny, co – mając na względzie skuteczność tamtejszej medycyny – samo w sobie jest rekomendacją. W Polsce znane są od dawna i jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego stulecia zalecane były przez medycynę akademicką. Nadal wielu lekarzy, szczególnie tych „starszej daty”, zaleca stawianie baniek na wiele rozmaitych dolegliwości, gdyż ich doświadczenie potwierdza skuteczność tej już nieco zapomnianej metody medycyny naturalnej.
Dziś możemy już nieco więcej powiedzieć o zasadach ich działania. Niewielkie podciśnienie wytwarzane w bańce powoduje podrażnienie skóry i znajdujących się na niej receptorów, co z kolei sprawia, że pękają podskórne naczynia krwionośne. Krew znajdująca się poza tymi naczyniami zostaje potraktowana przez nasz organizm jako intruz i w efekcie pobudzony zostaje nasz układ odpornościowy.
Drugim elementem leczniczego i przeciwbólowego działania baniek ogniowych, jest fakt, iż podrażniane są receptory skóry, mięśni i powięzi. Powstaje w tym momencie odruch skórno-trzewny doprowadzający do rozszerzenia naczyń krwionośnych. Tym samym chore tkanki organizmu są oczyszczane z produktów przemiany materii, organizm się dotlenia i odkwasza. Na skutek pobudzenia tych dwóch układów – współczulnego i przywspółczulnego poprawia się praca narządów i tkanek naszego organizmu.
Obecnie świat zmaga się z trudnym do opanowania wirusem, szuka rozmaitych medykamentów by go skutecznie zwalczać czy się przed nim chronić. A skoro bańki ogniowe przez wieki radziły sobie z różnymi chorobami, to może poradzą sobie i z tą.
